Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/389

Ta strona została skorygowana.

i nie weźmie za próżną chwalbę z méj strony. Bóg mi dał tak szczęśliwe usposobienie, że gniewać się nie umiem. Niecierpliwię się czasem, dziwię niekiedy — cierpię — ale wstydziłabym się gniewu, bo to oznaka bezsilności i braku panowania nad sobą.
— Możnaż panować zawsze nad sobą? spytał Zdziś uśmiechając się.
— Ja sądzę, ale potrzeba — chcieć — mówiła Herminia wlepiając w niego to spokojne zagadkowe wejrzenie, które się zdawało zimne jak lód, a jak ogień piekło... Zkądżeś pan wziął ten gniew? dodała.
— Z oczu pani?
— Nie wiem, chybaby oczy moje nieposłuszne mi były i mówiły nie to co ja im każę.
— Uderzyło mnie przecie niezwyczajne ich wejrzenie.
— Tak — to prawda — szepnęła Herminia...
Zdzisław pospieszył z ukłonem od Alfa...
— Czy nie przyjdzie? spytała chłodno.
— Dziś — nie — i bardzo mu żal, że musiał w domu pozostać.
— Pan jesteś dziwnym człowiekiem, odezwała się Herminia, taka przyjaźń! ja panu Alfonsowi jéj zazdroszczę...
— Ale czémże przyjaźń przy daleko gwaltowniejszém, silniejszém uczuciu, począł Zdziś, które pani obudzasz...