matki, taki czuły dozór świątobliwego kapłana, i tak szczęśliwy dobór nauczycieli...
— Już to co się tycze nauczycieli, cichuteńko, pochylając się ku prezesowi i oglądając ostrożnie odezwała się hrabina — muszę się przyznać, że na jednym omyliłam się wielce...
Kanonik głową potwierdził.
— O ile ten stary, poczciwy, nieoszacowany Wilelmski jest dla mnie skarbem prawdziwym, — o tyle znowu na młodszym Żabickim zawiodłam się mocno. Zdolny jest to prawda, Zdziś od niego wiele mógł korzystać, ale to było towarzystwo nie najlepsze... Dosyć powiem w jedném słowie, mogłam się tysiąc razy przekonać o tém, że jest — demagog... Opinie śmiałe, żadnego poszanowania dla tradycyi... Ze Zdzisiem zawsze chciał być jak z równym sobie... Zbyt wiele dumy i zarozumiałości...
— Doskonale go pani hrabina scharakteryzowała — dodał kanonik, — podzielam w zupełności zdanie jéj o nim...
— Mnie to najwięcéj oburzało — żywo kończyła hrabina Julia, — że zamiast kochać Zdzisia jak my wszyscy, zamiast go oceniać, zawsze jakieś mu musiał dawać admonicye, zawsze występować z jakiemiś radami, w tym nieszczęsnym duchu demokratycznym, niby to postępowym... Nieraz mnie przyprowadził tém do niecierpliwości, alem się powstrzymywać musiała, starając się tylko, ażeby
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/39
Ta strona została skorygowana.