— Na ten raz mówiłem w mojém własném imieniu — rzekł kłaniając się Zdzisław...
— A pan Alfons nie weźmie panu tego za zdradę? ironicznie zapytała Herminia.
— Ja się do tego nie przyznam, a pani przez litość nie oskarżysz mnie przed nim...
— Jeśli nie spyta... bo kłamać nie umiem... rzekła Herminia. Pamiętaj pan, proszę, to moje słowo... ja fałszem się brzydzę...
— A ludzie utrzymują, że w naturze niewieściéj..
Herminia spojrzała nań surowo.
— Mnie się zdaje — odpowiedziała, że jest dwie żeńskie natury — natura kobieca i niewieścia. Ojciec mi mówił, że to w Polsce dawniéj rozróżniano. Kobieca natura to spadek po matce Ewie: niewieścia to odrodzenie na wzór anielskiego wzoru, Królowéj aniołów...
Mówiła jak sam profesor z powagą nieco naiwną i dziecięcą, ale mówiąc to była zachwycającą.
— Jest może fałsz w naturze kobiety, nie powinno go być w duszy niewiasty...
— Cudnie pani mówisz... westchnął Zdzisław przejęty... zazdroszczę Alfowi.
Skłonił się, prawie mimowolnie to wymówiwszy, Herminia się zarumieniła, odszedł...
Wracał do tego co się domem dlań teraz nazywało, z dwojgiem myśli: o Herminii i o nieszczęściu, jakie dotknęło jego prześladowcę. Jedna
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/394
Ta strona została skorygowana.