Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/406

Ta strona została skorygowana.

Spieszył się tak, że dnia nie chciał utracić... Gdyby nie panna Herminia, Alf byłby mu może towarzyszył, ażeby pewniejszym być, że powróci.
Na chwilę nie spuszczano go z oczu... Zdaje się nawet, że śmiała pani Robert’owa zarządziła poszukiwania listu w jego papierach, które nielitościwie rozrzuciła i nic nie znalazła.
Zdziś jakby odżył, w lepszym znacznie humorze poszedł z pożegnaniem do profesora Puciaty...
Znalazł go w jego gabinecie, w szlafroku wprawdzie, ale w chustce białéj na szyi, jak zwykle z gazetą w ręku. Zdziwił się niepomału stary posłyszawszy, że jechać zamyśla, ale podróż tę zrozumiał; a że chętnie bodaj kilka groszy rad był oszczędzać, dopominał się, aby bez listu do kapitana Porowskiego nie wyjeżdżał.
— Jeśli się chcesz z Minią teraz pożegnać, dodał poważnie, możesz pójść do salonu, znajdziesz ją tam pewnie. Nic nie mam przeciwko temu, zaraz i sam nadejdę.
Widoczna to była łaska... bo Puciata młodzieży tak łatwo do córki nie zwykł był dopuszczać. Zdzisław podziękował i poszedł.
W salonie jednak Herminii nie zastał... Na odgłos jego stąpania, odezwała się z drugiego pokoju.
— Roszek? czy to ty? Chodź tu!
— Przepraszam panią — to ja!
Dziewczę pokazało się we drzwiach.