Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/432

Ta strona została skorygowana.

szczyli się!! Wszakże podobno kiedyś w Suszy zamieszkasz? szczebiotała — a! taka brzydka ta Susza, taka opuszczona... choć tatko powiada, że z niéj coś zrobić można...
Wszczęła się ogólna rozmowa o Suszy, o Kazanowskim, o przyszłości hrabiego, zaczęto mówić o Samoborach.
— Jam nigdy tego wilka nie widział, rzekł kapitan; graniczymy z sobą, lecz dzięki Bogu nie spotykaliśmy się nigdy... Dotknęła i jego mściwa losu ręka... takie śliczne słyszę miał dzieci... co to tam za rozpacz!! Któż wie? westchnął Porowski: drogi Opatrzności niezbadane...
Nie dokończyli, Stasia na osobności coś szeptała żywo z Żabickim... W chwilę potém przystąpił on do Zdzisława i wyprowadził go na ganek.
— Chwała Bogu — rzekł: wyrwaliście się z Berlina — niewymownie się cieszę... Wszystko będzie dobrze... ale chyba tam nie wracajcie...
I uściskał Zdzisława z niekłamaną radością.
— Cóż myślicie daléj? zapytał.
Zawahał się hrabia.
— No, nie wiem, rzekł — zacząłem nauki, należy je kończyć.
— Zapewne, tylko nie w tém towarzystwie...
— Nie mówmy o tém.
Spojrzeli na siebie i umilkli.
Dla Zdzisława wspomnienie téj słodkiéj niewoli, do któréj powracać musiał, było ciężkie. Zachmu-