w Berlinie mi pana przemienili. Wyjeżdżałeś ztąd smutny, ale nie złamany; teraz wyglądasz jakbyś do życia nie miał ani ciekawości, ani ochoty...
— Bo w istocie — rzekł Zdziś po cichu — nic mi się nie uśmiecha...
— Ale młodość...
— Straciłem ją.
— Największeby to było nieszczęście, gdyby w pańskim wieku nie można jéj odzyskać — ale — ja ufam... że się ta zguba znajdzie...
— Wątpię — szepnął Zdzisław...
W ciągu rozmowy, dziwna jednak zaszła niespodzianka. Panna Stanisława przypadkiem zaczęła się rozpytywać o Puciatów, o Herminię, którą nazywała swą najdroższą nieznajomą przyjaciołką — i Zdziś po raz pierwszy mówiąc o profesorównie ożywił się, rozpromienił, rozgrzał.
Stasia zdumiona słuchała, popatrzała nań z uwagą — nie powiedziała nic, ale w godzinę potém szepnęła mu na ucho:
— Już wszystko wiem! miłość pana trapi... hrabia się kochasz w Puciatównie?
— Ja! zawołał śmiejąc się i chmurząc razem Zdzisław — ja! a to doskonale!
— Dlaczegożby nie? zapytała Stasia.
— Dlatego że... że... jestem właśnie powiernikiem i przyjacielem tego, który się w pannie Herminii kocha... Gram rolę najosobliwszą...
Trudno się było jaśniéj tłómaczyć.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/443
Ta strona została skorygowana.