sami, Zdzisław przyznał się Żabickiemu, co go doń sprowadzało i prosił o radę.
— Powiedz mój drogi, la main sur la conscience, cobyś w miejscu mojém zrobił?
— Kochany hrabio — odezwał się Żabicki — to co jabym zrobił, bynajmniéj nie stanowi o tém co wy uczynić macie... Ja byłem inaczéj wychowany, ja mam charakter inny, położenie moje odmienne.
— Postaw się na miejscu mojém?
— Niepodobieństwo...
— Cóż mi radzisz?
— Radź się hrabio sumienia i uczucia honoru... ja nie wiem. Kwestya jest zawiła... Nadzwyczaj pięknieby było nieprzyjacielowi przebaczyć w nieszczęściu, gdyby nie to, że ten nieprzyjaciel zapłacić może za cnotę...
Nie byłbym przeciwny zgodzie — zbliżeniu się w dzisiejszych warunkach — ale przyjęciu ofiary...
Żabicki potrząsł głową.
Narada przerwana została — Zdzisław nie pytał więcéj — nie miał po co grać roli bohatera, do któréj żadnéj nie czuł skłonności. Powiedział sobie w duchu zarazem, że bądź co bądź, poczekawszy drogą spadku może swe dobra odebrać...
Wprawdzie kanonik coś był wspomniał, że była mowa o zapisaniu majątku na szpitale i klasztory... Wieczór dosyć smutno na ostygłéj rozmowie spędzili u profesorowéj. Wilelmski, którego w końcu druga służąca bystrzejsza odszukała za szafą u Lejby
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/454
Ta strona została skorygowana.