innego my, my, co się wszystkiego dobić i dorobić musimy...
— Gdyby nic więcéj, to sama ciekawość — przerwał hrabia — wiodłaby do szerszego rozpatrzenia się po téj arenie, na któréj się nie stanie do walki... A któż może zaręczyć?..
Wierz mi, kochany mój nauczycielu i towarzyszu, mówię to szczerze, ja wam więcéj winienem niż innym...
— Niepokoju — dokończył Żabicki. — Tak, przyznaję się do winy: zasiałem tylko może niepotrzebny niepokój w waszéj duszy... Wkrótce się rozstaniemy, są to ostatnie dni, które przeżyjemy rarazem...
— Cóż myślicie począć z sobą? — zapytał Zdzisław.
— Ja? trochę zdziwiony odparł Żabicki, wrócę do pracy ulubionéj, książkowéj, za cichy stolik studencki... Ostatnie lata przekonały mnie, że jeszcze wiele uczyć się potrzebuję.
— Jakto uczyć się? Czego?
— Zdaje mi się, że zmienię zawód i zostanę słuchaczem medycyny.
— Jakto? wy? wy? powtórzył Zdziś zadziwiony; więc moglibyśmy się spotkać na ławie akademickiéj?
— O tém wątpię — rzekł Żabicki — bo medycyna z literaturą nie ma nic prawie wspólnego.
— Ale zkądże wam ta myśl?
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/46
Ta strona została skorygowana.