— Przyznam się jednak, że mąż, któremu żona wypowiada swą przysięgę tak nagle, nie najpiękniejszą gra rolę...
— Dla czegoż żona ma wypowiadać? Wszak hrabia także możesz mówić, że z nią żyć nie chciałeś?...
— Nie chciałbym jéj krzywdzić...
— To są wykręty! sofizmata! próżne bałamucenie... Szukasz sobie trosk, Zdziś — a nie widzisz, że to heroiczne poświęcenie się dla przyjaciela podnosi cię... toć przecie bohaterstwo...
— A tak — lokajski heroizm... dodał hrabia — nie ma co mówić.
Pani Robert’owa zatuliła mu usta.
— Nie wiedzieć co dziś pleciesz... Cała rzecz, że cię ztąd, z téj okolicy co prędzéj wyrwać potrzeba, bo tu wpływ twoich dawnych znajomych i przyjaciół jest szkodliwy. Ja cię tu nie poznaję...
No — kiedy jedziemy? spytała nagle.
— Ja tak nagle wyjechać ztąd nie mogę — rzekł Zdziś. Jedźcie państwo do Berlina — przyjadę za parę tygodni.
— Oh! pas si bête! odparła pani Robert’owa — pas si bête, żebyś rozmyśliwszy się osadził nas na mieliźnie. O! nie. Chcesz interesa pokończyć, zgoda. Ofiary takiéj wymagać nie możemy... Potrzeba ci pieniędzy? ile? — ja dam natychmiast...
Zdzisław się wzdrygnął i zarumienił.
— Pani! zawołał groźno.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/482
Ta strona została skorygowana.