Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/537

Ta strona została skorygowana.

Dzień jasny był i ciepły jak w lecie — morzem jednak poruszał wiatr, który na lądzie czuć się nie dawał; rozkołysane jego fale, jakby jakąś siłą pchane z głębiny — z szumem rozbijały się o brzegi. Zarosłe krzewami wzgórza, zielony kątek zasłaniały zewsząd od burzy i chłodu; z jednéj tylko strony, ku morzu widok był szeroko rozwarty... I w ogródku cicho było choć wzdymało się morze, niekiedy tylko górne palm gałęzie szeleściały jakby przejęte dreszczem.
Wiatr wkraść się nie śmiał w to urocze zacisze stworzone dla wypoczynku, dumania, spokoju, dla chorych na ciele i duszy. Zaglądało do niego słońce tylko i podkradały się ciekawe fale... a mimo grudnia to wszystko jeszcze kwitło jakby ponowioną wiosną.
Stare pogarbione drzewo oliwne, kilka palm z szorstkiemi i najeżonemi pniami, klomby krzewów