Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/551

Ta strona została skorygowana.

cudowną zdawała. Pozostać z nią sam na sam, klęczeć u jéj kolan dni całe...
Chociaż się nie przyznawał do tego, był zazdrosny... Wierzył Zdzisławowi, a podjrzewał go... Rzucił mu się znowu na szyję.
— Zdziś! ty już tyle uczyniłeś dla mnie... dopełń miary, przyśpiesz szczęście moje...
— Ale to nie zależy odemnie, odparł hrabia zimno... Odjechać mogę, nie uczynię tego inaczéj jednak, tylko za jéj wiedzą. Dozwólcie mi z nią pomówić o tém...
— Tak i popsuć wszystko! zawołała ręce podnosząc do góry pani Robert’owa...
Hrabia pocałował Alfa z uśmiechem politowania, zakręcił się jeczcze po pokoju, wziął ze stolika książkę i wyszedł, chociaż pani Robert’owa go odwoływała...
Milczenie panowało chwilę po wyjściu jego... Alfons chodził rozpłomieniony.
— Tak, w istocie, to sposób jedyny... będziemy sami! Juściż uciec odemnie nie może? Dokąd? sama? będzie zmuszona pozostać... kilka dni téj samotności stanie za miesiące... Ja się lękam Zdzisława...
— Czy masz poszlaki jakie? wtrąciła chwytając go za rękę matka — czyś co słyszał? widziałeś? domyślasz się?...
— Nie — ale mam przeczucie... mam trwogę, coś oznajmuje o niebezpieczeństwie... Niech mama