Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/552

Ta strona została skorygowana.

przypomni sobie podróż... całe jéj obejście się z nami. Nigdy mi ręki nie pozwoliła podać sobie. W rozmowie do niego się zwraca... oczy jéj częściéj go szukają, niż twojego biednego Alfa... Ja się Zdzisława boję...
— Któż wie? smutnie odezwała się pani Robert’owa — masz słuszność może... Jeśli nie zechce jechać ze mną, niech sam jedzie... niech jedzie.
— Mamie doktór radził południe... on jéj potrzebny do towarzystwa, niech jedzie z mamą, rzekł Alf... niech mnie przy niéj zastąpi...
— Ja chorą nie jestem — przerwała matka — ja się czuję zmęczoną i przybitą tobą... Gdy o ciebie będę spokojna, ozdrowieję...
Długo jeszcze cicha rozmowa przeciągnęła się między synem a matką; Zdzisław czytał w swoim pokoju, jeżeli się to czytaniem nazywać mogło... bo oczy miał wlepione to w okno, to w podłogę, a zwróciwszy je na książkę, po kilka razy jeden wierz przebiegać musiał, nie mogąc go zrozumieć.
I on radby był się ztąd wydobyć — ale Herminia litość w nim obudzała. Poznawał ją teraz lepiéj i nie wiedział jak sądzić. Miłość jéj dla Alfa była jakaś dziwnie chłodna i ostygła... Godziłoż się ją, przeciw jéj woli, wbrew obietnicom rzucić tak samą? Postępowanie z Alfonsem dowodziło więcéj litości, niż przywiązania... Im z większą