Herminię, któréj oczy spotkał śmiało patrzące wprost na siebie — jaśniejące jakby radością.
— Mów pan, mów, nie przerywaj, odezwała się, śmiało! Ja lubię gdy tak mówisz, gdy się oburzasz, gdy się gniewasz i budzisz!! Mężczyzna powinien mieć energię za nas i za siebie... zdawało mi się, — że ją widzę... Żalby mi było, żebyś miał jak Alf we łzach się rozpływać...
— Na cóż się przyda ta energia? zapytał ironicznie i stygnąc Zdzisław — żeby podwoiła ból?
— Jaki ból?
— Ból, który wywołuje każde zwichnięcie...
— Kto nie czuje tego bólu — zawołała Herminia — ten kaleką na wieki. Zwichnięty, nie chcesz się pan ratować...
Hrabia znowu zdumiony umilkł.
— Podziwiam panią, ale nie rozumiem. Jeżeli ja za mało jestem energiczny, cóż dopiero Alf...
— A! Alf! choć na chwilę zapomnijmy o nim.
— Przez litość nad panią niepodobna mi o nim zapomnieć...
— Dziękuję za litość... dziękuję, żartobliwie poczęła Herminia — zostaw mnie pan losowi mojemu...
Czy nie należałoby rozstrzygnięcie tego losu przyśpieszyć?
Będę otwartym — dodał Zdziś — każą mi, proszą mnie...
— Wiem — szepnęła Herminia... Urządzono
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/562
Ta strona została skorygowana.