tę naszą rozmowę dla pokonania mnie. Zrozumiałam to z góry... To śmieszne... rzekła — ja jestem w oczach kościoła, prawa i moich żoną waszą, panie hrabio, a dopóki to imię noszę... żadna siła mnie nie zniewoli do zapomnienia com winna sobie, wam... godności niewieściéj.
— Kazano mi, ciszéj dokończył hrabia — żądać od pani, abyś mi się pozwoliła oddalić i została sama z nimi... Winienem nawet wyznać jéj, że mnie chcą wyprawić z chorą panią Robert’ową, a panią z Alfem samą zostawić...
Usłyszawszy to i zapomniawszy zapewne, że z okna ich szpiegują — Herminia zerwała się z siedzenia.
— I wy bylibyście tak... wyraz połknęła — aby mnie porzucić? opuścić i w takim położeniu zostawić? Wy... ty!..
Mowa jéj zaledwie była zrozumiała.
— Nie — takiéj... takiego postępowania spodziewać się, domyślać nawet nie mogłam.
Hrabia wstał przelękniony i przejęty.
— Pani — rzekł cicho — wszakżem nie powiedział, że to uczynię? Patrzą na nas z okna.
— O! teraz już i patrzeć i słuchać mogą, krzyknęła Herminia przystępując do niego — nie dbam o to... Jestem oburzona — przestałam być panią siebie...
— Na Boga nie zdradźże mnie pani!
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/563
Ta strona została skorygowana.