Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/564

Ta strona została skorygowana.

— Boisz się? spytała szydersko... i ruszyła ramionami...
— Nie — to być nie może, panie Zdzisławie! wierzyłam i wierzę w wasz charakter szlachetny... wierzyłam i wierzę, że lepsi jesteście niż was płoche towarzystwo tych ludzi uczyniło. Nie! nie mógłbyś tak postąpić... wzgardziłabym wami.
Ogniste wejrzenie rzuciła na niego, Zdzisław stał jak winowajca.
— Nie zawiodę jéj zaufania — rzekł, — ale porozumiejmy się, na Boga. Jam poprzysiągł Alfowi najuroczyściéj, że rękę pani biorę dlatego tylko, aby mu ją oddać...
— Kiedy? zapytała chłodno Herminia.
— Przed ślubem...
— Tak, a u ołtarza, przy świadkach, poprzysiągłeś mi wierność... zawołała coraz się więcéj unosząc kobieta... Dano nam chwilę, ta chwila jest droga — będę miała odwagę otwartości — choćbym ze wstydu spłonąć miała... Jam nigdy nie kochała Alfa — ja kochałam ciebie... kocham... i żadna siła mnie nie oderwie od was!!
Wiem, że mnie kochać nie możesz... czekać będę...
Zarzuciła zasłonę na twarz i nie spojrzawszy już na hrabiego, który stał osłupiały, zeszła prędko ze wschodów...
Długi czas upłynął, nim Zdzisław przyjść do siebie potrafił. Wyznanie to było tak niespodziane,