Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/583

Ta strona została skorygowana.

Nadchodząca wiosna mogła się przyczynić do polepszenia jéj stanu.
Zdzisław wyczekał zaledwie chwili, gdy mu wolno było pojechać do żony, i pośpieszył do niéj. Zaledwie otworzył drzwi przedpokoju, Herminia znalazła się na jego spotkanie, jakby przeczuciem wychodząc cała zarumieniona i wesoła...
Nikogo w domu nie było: Roszek poszedł na odczyt, ojciec z rannéj przechadzki nie wrócił, żona pociągnęła go z sobą do panieńskiego swojego mieszkania. Zdzisław upadł tu na kanapkę, kryjąc twarz w dłoni... Herminia stała przed nim tuż i spoglądała nań, jakby czekając słowa...
Nie mogąc wytrzymać dłuższéj walki, Zdziś pochwycił ją i całując posadził przy sobie...
— Miniu! potępią mnie ludzie, świat... sumienie — ale ja kocham ciebie do zaślepienia, do — występku... nad wszystko... ja ciebie kocham...
Poczuł tylko głowę jéj wspartą na swojém ramieniu i oddech żywy... Ręce zawiesiła mu na szyi.
— Niech się teraz stanie co chce! zawołała — tyś mój... Zwyciężyłam... Szłam za ciebie z tą myślą... serce moje dałam ci od pierwszego wejrzenia, gdyśmy się nieznajomi spotkali w sieni... i spojrzeli na siebie. Serce mi naówczas powiedziało: — To ten, którego ci los przeznacza... To on!!
Zdzisław o całym świecie zapomniał... To była pierwsza chwila zwierzeń, szeptów, ślubowin duszy, i nie opatrzyli się nawet, jak Puciata powracający