Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/590

Ta strona została skorygowana.

Przez wstyd jakiś nie przyznał się naówczas układając z księciem R... do swojego ojcowskiego tytułu, mienił się opiekunem tylko. Gryzło go późniéj sumienie, a ubóztwo i upadek nieraz poddawały myśl zgłoszenia się do córki, lecz już mu o nią trudno było dopytać. Teraz w chwili, gdy ręka losu ciężyła nad zaprzedaną, dziwny wypadek zbliżał do niéj ojca i dawał jéj przypomnienie przeszłości... Wspomnienie straszne jak groźba. Żadna wróżba nie byłaby jéj tak przeraziła, jak to widmo lat, których pamięć we snach nabawiała ją strachem... lat głodu, chłodu, trudu, męczarni i przymuszonych uśmiechów!
Stał przed nią świadek żywy tamtych dni nędzy, po których nastąpiło wesele, zbytek... szału trochę... łez trochę i nowe życie w dziecięciu rozpoczęte... Zdało się jéj, że po śnie długim budzi się znowu w szałasie, i zmuszona zostanie w krótkiéj sukience wystąpić z obręczami lub kastanietami.
Stary Ludek po chwilowym wybuchu, ocierał już łzy i przychodził do siebie. Laura jeszcze zaiskrzonemi oczyma na niego patrzała...
— Co się z tobą stało? co się z tobą dzieje?
— Żyję, wlokę życie — odparł suchym głosem — a ty? gdzież ten co cię nam odebrał?...
Pani Robert’owa głową potrzęsła.
— Porzucił mnie dawno... Mam syna... anioł dziecko moje... A! gdybyś go mógł zobaczyć,