chając naiwnych wyznań, których zrozumieć nie mogłem zrazu... Słuszność, sprawiedliwość, przyznawano mi chętnie — nie miałem tylko prawa za sobą... Krzywda moja bezkarną być mogła, więc się spełniła. To, co mi pozostało, za wspaniałomyślny dar powinienem był uważać, bo cóż broniło wziąć mi wszystko? Wola zmarłego, o któréj wiedzieli wszyscy, która za życia była wykonaną, którą uznawano długo, — jak skoro okazała się niezabezpieczona formalnościami, stała się nieważną. Musiałem się poddać przeznaczeniu... Jałmużnę dano mi unikając tylko rozgłosu i zamykając mi usta...
„Szczęściem Herminia jest niezależna, mnie pozostaje tyle, że starczyłoby nawet dla nas dwojga, jam się gotów wyrzec dla siebie wszelkiego zbytku, wszystkich fantazyj, byle jéj dać czego tylko zapragnie... Nie jest to więc jeszcze nieszczęście wielkie.
„Będę surowym dla siebie — aby módz dla niéj być rozrzutnym...
„Straciłem wszelką rachubę — nie wiem jak tu długo zabawię. Zdzisiu drogi, zaklinam cię, pisz codzień, donoś mi o niéj. Proś jéj, niech się zlituje i słów kilka napisze do mnie... A! uczyniłaby mnie tak szczęśliwym!
„Ja tam za wami myślą gonię, zgaduję, co robicie... kiedy ty przychodzisz do profesora... kiedy
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/599
Ta strona została skorygowana.