Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/603

Ta strona została skorygowana.

a w istocie pragnąc dla Zdzisława, który od ostatniego listu, jak noc chodził chmurny i pogrążony... nie mogąc przemówić słowa.
Czasem stawał przed nią, obejmował ją czule, całował w czoło, do piersi przyciskał, i nic nie mówiąc, wysuwał się z jéj objęcia.
Milczenie to było groźne, twarz posępna... Z każdym dniem widziała go mizerniejszym, bledszym, więcéj zmienionym. Rodzaj powolnéj gorączki go trawił.
Listu żadnego nie było wiecéj. Zdzisław pisywał codzień, ale te kłamane doniesienia kosztowały go wiele, i wstawał cały drżący, gdy pisania dokończył.
Herminia téż czekała odpowiedzi z coraz większą niecierpliwością... Dni wyrachowane przeszły, upłynęło kilka jeszcze, miczenie trwało grobowe — ani słowa. Zdzisław przypisywał to blizkiemu Alfa powrotowi, ale ani jego, ani pisma, ani wieści o nim nie było...
Sylwester Majak kończył medycynę i wzdychał do téj chwili, gdy z patentem będzie mógł nazad w rodzinne wyruszyć strony. Z pomocą rodziców studya odbył oszczędnie, ale bez troski, przszłość miał przed sobą świetną, to téż nie było starego bursza w lepszym zawsze humorze, z czapeczką butniéj na ucho włożoną nad niego. Nigdy go nikt smutnym nie widział, ale szyderskim i dogryzającym okrutnie bywał często.