cia strzały... Szukał listów Zdzisława do matki... takich, któreby nie nosiły na sobie jéj imienia, a mogły nieprzyjaciela wystawić w oczach Herminii jak najboleśniéj dla niéj... Była to pierwsza myśl mściwa, która mu się narzuciła... Stosunki ze Zdzisławem przez jakiś czas były namiętne i wyrażały się w jego listach z całą gorączką młodzieńczą...
Alf chwytał je i rzucał — bo pamięć matki szanował, lecz nie było śladu do kogo pisane były... Zdawało mu się, że niemi pomści cień swéj matki... Pragnienie zemsty go paliło... Natura jego musiała ją czynić podstępną, powolną, sączącą się po kropelce, a nieubłaganą...
Sporą wiązkę tych listów zebrawszy, Alf odczytał je raz jeszcze, związał i schował do kieszeni...
— Mnie los nie przebacza — rzekł w duchu; dla czegóżbym ja miał od niego być łaskawszym?? Niech cierpi jak ja... niech stokroć więcéj ma do zniesienia...
Do późnéj nocy Alf grzebał się jeszcze w papierach tych, które mu odsłaniały strony i chwile życia wstydliwe, upokarzające — straszne... Śmiał się...
Z przeszłości nie pozostawało mu nic, cień nawet téj jedynéj istoty, która go kochała, powlókł się chmurą czarną. Ideał zszedł na ziemską i bar-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/616
Ta strona została skorygowana.