Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/619

Ta strona została skorygowana.

nie umarła. Miałem potém drugą, i ta nie była lepsza.
Alfa oblał rumieniec — obojętność cyniczna starego raziła go...
Ludek się uśmiechał...
— Na te rzeczy rozum mieć trzeba, dodał. — Toś ty przecie piękny chłopiec jak anioł... Wziął tobie jeden... weź ty drugiemu... oko za oko, ząb za ząb... dziewczynę za dziewczynę...
Rozśmiał się i popatrzał mu w oczy, Alf był chmurny, poprawił się prędko.
— Ja wiem, co innego jest, wy się po pańsku kochacie... Ta jedna albo żadna... Występowałem mając lat dwadzieścia w tragedyi, w któréj coś podobnego było... Jeszcze pamiętam... bo mnie śmiech brał... Siebie i ją miałem zabijać z desperacyi, a była stara poczwara wysmarowana, że aż strach...
Począł kręcić głową.
— I tobie się widać chce téj jednéj! jedynéj!. Wielkie głupstwo, bo one wszystkie tak jak jednakowe, ale na to człek młody... Tamten ci ją wziął i co? ożenił się może?
Alf głową skinął potakująco...
Stary śmiejąc się, aż przygiął do ziemi, ręce na kolanach położył, i chychotał.
— A! to niech mu Bóg płaci! To dopiero nieszczęście!! Albo to mu ty nie możesz jéj zbała-