Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/624

Ta strona została skorygowana.

Chociaż słowa te wymówione były tonem jakimś zimnym, nie szły z serca, choć w nich czuć było namysł i nieszczerość — nadto ich pożądano, ażeby nie przyjąć z wdzięcznością. Zdzisław się rzucił do Alfa i ściskać go począł. Herminia podała mu rękę uśmiechając się smutnie...
Na twarzy Robert’a widać było jakieś niezbadane uczucie, oblewające ją to rumieńcem, to bladością — lecz wszystko szło na rachunek najdziwniejszego położenia, i tłómaczyło się niém dostatecznie.
— Ani słowa o przeszłości — odezwał się Alf — nadto ona dla mnie bolesna... ja potrzebuję miłosierdzia i uspokojenia...
Herminia tak mu była wdzięczna, że ją od niewypowiedzianéj trwogi o Zdzisława oswobodził, iż się jéj twarz rozjaśniła uśmiechem, podała mu rękę i dodała żywo:
— Ani słowa o przeszłości! my się postaramy, ażebyś mógł o niéj zapomnieć, a nasza przyjaźń nagrodzi winę...
Zdzisław posunął się za nimi milczący, trochę zdziwiony, niedowierzający, lecz także uspokojony przynajmniéj, iż sceny gwałtownéj uniknąć potrafił.
Herminia grała swą rolę gospodyni z uprzejmością, z grzecznością nadskakującą... Alf powoli odzyskiwał przytomność, i choć smutny i zamyślony, dawał się nieco zająć opowiadaniem i rozbawić... Zwrócono pytanie na pobyt jego na pro-