Nie dawszy spocząć im, pani Wilemska zabrała wszystkich do siebie na herbatę... Ona, Herminia i Alf poszli przodem, profesor na bok odciągnął Zdzisława...
— No — ożeniłeś się hrabio — winszuję... Żona ładna co się zowie, a do tego profesora córka, to coś znaczy... Jedna ta moja złota, poczciwa Różyczka, co godności profesorskiéj uszanować nie umie... Najgodniejsza z niewiast, lecz ma swe uprzedzenia i przesądy... Szczęśliwy z nią jestem, ale burze bywają... Posądzam kanonika, który nadto często bywa u nas, a mnie cierpieć nie może gagatek, że na mnie intryguje... Zresztą nic u nas nowego... Prezes jak na nogi kulał i zaniemógł, tak już się pono z wózka nie rusza... Waszemu stryjowi w dodatku żona zmarła... Sam tedy jeden został na świecie jak palec...
Do Wólki z wieczoru posłano z oznajmieniem o przybyciu, aby nie zrobili kłopotu niespodzianym najazdem...
Kapitan i Stasia niewymownie się ucieszyli tą wiadomością. Był już od dwóch dni Żabicki, ale ten o Zdzisławie nic pewnego nie umiał powiedzieć.
Stasia tego dnia musiała się wyrzec jego towarzystwa, zajęta będąc przygotowaniem się do gości. Dla niéj ta nieznana przyjaciółka, z którą się kochały tak serdecznie, nie widząc się nigdy w życiu, zagadką była żywo ją obchodzącą... Kapitan
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/636
Ta strona została skorygowana.