Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/637

Ta strona została skorygowana.

chciał się z Suszą popisać i wyglądał Zdzisława z upragnieniem.
W istocie cudów tam przyjacielska dłoń dokazała, i Kazanowski, który parę razy około dawniejszego swego dworku przejeżdżał stawał osłupiały, poznać go teraz nie mogąc. Zrzucono wszystkie dawne kletki, kawał łąki, część stawu, olchy stare, stanowiły dosyć spory ogród i dziedziniec. Dworek nowy, bardzo prosty, ale świeży, czyściuchny i wypieszczony, obrócony był gankiem do drogi. Stasia otoczyła go kwiatami. Ogrodzenie zwyczajne okrywały bluszcze i powoje...
Skromne zabudowania gospodarskie cofnięto tak, że oprócz małéj oficynki, prawie nic widać nie było. Dom stał swobodny, mając dokoła trawniki, klomby i drzew starych trochę... Wyglądało to po wiejsku i ubogo, ale młodo i wesoło... Kapitan o niczem co było potrzeba dla wewnętrznego urządzenia domu, nie zapomniał. Wiele rzeczy prezes dostarczył...
Gdy powozy przed gankiem w Wólce stanęły, Stasia, jéj ojciec i Żabicki czekali już na nich pod gankiem... Herminia szukała oczyma przyjaciółki i powitała ją okrzykiem... Obie znalazły się na pierwszy rzut oka takiemi, jakiemi się widzieć spodziewały. Kapitan ściskał Zdzisława i przypatrywał się z czułością córce starego towarzysza broni.
— Hrabino kochana — rzekł całując ją w rękę — Bóg tam raczy wiedzieć, jakby się rzeczy