— Powiedz — bardzo zacny, bardzo szlachetny... ale bardzo przystojny!
Herminia schyliła się jéj do ucha...
— Jeśli ten co z nami przybył lepiéj ci się podoba... rozpatrz się, ja ci go wyswatam...
— A! Alf!
— Stasta główką potrzęsła.
— Nie... jakiś mdły mi się wydał na pierwsze spojrzenie... a wrażenia tego nic nie zaciera...
— Bardzo dobre, czułe, serdeczne chłopię — dodała Herminia...
— Twój Zdzisław spoważniał i wypiękniał jeszcze... szepnęła Stasia, i rumieniec jak błyskawica przeleciał jéj po twarzyczce...
Dla odwrócenia rozmowy, wesoła gosposia zaczęła mówić o Suszy.
— Wam zepsutym miastem i wytwornościami jego, u nas się wyda wszystko trochę zaniedbaném i bardzo prościuchném... Boję się o Suszę, choć ojciec i ja... robiliśmy cośmy tylko mogli, aby choć znośna była...
Cała nadzieja, że wam tak dobrze teraz na świecie, iż wszędzie raj sobie stworzycie...
Stasia westchnęła i w okno spojrzała zamyślona.
— Z Suszy do nas bardzo blizko — codzień widywać się będziem mogły... poczęła po chwili.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/639
Ta strona została skorygowana.