stworzone na kolebkę szczęściu młodemu... Za gospodarzami Alf je obchodził wzdychając...
W chwili gdy nikt go nie słyszał, znalazł sposób zbliżenia się do Herminii i szepnięcia:
— Bardzo ładna chałupka... ale pani pałacu jesteś godna...
— Nie żądam go i nie potrzebuję — odpowiedziała hrabina...
Jednakże Susza wydała jéj się daleko mniejszą, biedniejszą niż się nawet spodziewała, choć Stasia oprowadzając ją po gospodarstwie starała się dowieść, że nic piękniejszego i dogodniejszego w święcie być nie mogło...
— Jabym nic w życiu większego mieć nie chciała! odezwała się po cichu... tylko takie gniazdko... ale z tym kogo serce ukochało...
Oczka spuściła i westchnęła.
— Nie z Żabickim, rozśmiała się Herminia.
— Ani z Alfem... dodała Stasia...
Oko jéj pobiegło gdzieś po ścianach i wróciło strwożone na ziemię. Porowski i jego córka oddawszy klucze co najprędzéj wyjechać chcieli, aby dać dziedzicom rozpatrzyć się i urządzić... Nie wstrzymywano ich téż nie umiejąc jeszcze przyjmować... Gdy powóz wiozący ich oddalił się, w ganeczku zostały trzy osoby milczące i posępne... Herminia znużona rzuciła się na ławeczkę... Alf stanął w pewném oddaleniu, — Zdzisław patrzał w koło niewiele widząc...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/644
Ta strona została skorygowana.