Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/648

Ta strona została skorygowana.

— Jeśli wszystkich folwarków nie kupicie państwo, ja się bardzo napieram, abyście mnie przypuścili do spółki — mówił Alf... Ja tam już żyć nie mogę... a przy Zdzisiu wszędzie mi będzie dobrze.
Herminia udawała, że nie słyszy; Zdzisław mruczał coś niewyraźnego... Nie mówiono już więcej o tém... Pozostawszy sam na sam, naradzali się jeszcze państwo Zdzisławowstwo, i hrabia postanowił uprosić o pośrednictwo kanonika, jeżeliby pan Sebastyan w istocie chciał się z Samoborów wyprzedawać. O Alfie wcale mowy nie było.
Miesiąc upływał od przybycia do Suszy, Alf ani na chwilę nie odstępował przyjaciół. Dobre owo chłopię zdawało się zawsze tak potulném i serdeczném jak było, lecz wpatrując się w nie z blizka, dostrzedz mógł łatwo zimny postrzegacz w téj powierzchowności miłéj, zalecającéj się — coś przerażająco podstępnego, łaszczącego się zdradnie, okrytego tylko uśmiechem i łagodnością.
Zdzisław, który go był nawykł widywać takim jakim był dawniéj, ślepy, — nie dostrzegł odmiany. Herminia czuła instynktowo obawę, ale się z nią wydawać nie chciała, lękając się, żeby mąż zniecierpliwiony i podrażniony już nie wybuchnął. Zdało się jéj, że wszystko to powoli przemieni się, minie, złagodzi... Radaby była od niego się uwolnić, nie widziała na to sposobu.