Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/655

Ta strona została skorygowana.

naście (tak liczył) do Wólki się wprosiła. Szepnął o tém sam Stasi, a ta przybiegła natychmiast zabrać przyjaciółkę. Zdzisław odkładał z dnia na dzień, nareszcie jednak wyjechać musiał.
Wyprzedził go Alf listami do dawnego matki plenipotenta, zaklinając na wszystko, ażeby hrabiego Zdzisława wszelkiemi sposoby starał się (nic mu o tóm nie mówiąc) zatrzymać jak najdłużéj. Nie tłómaczył mu jasno dla czego — oblókł to jakąś tajemnicą, dając do zrozumienia, że szło o oszczędzenie mu jakiejś przykrości w domu, że czynił to przez przyjaźń i troskliwość o niego.
W tak zastawioną na siebie pułapkę jechał Zdzisław, wcale się nie domyślając co go czekało, niecierpliwy, aby wszystko dokończyć jak najprędzéj.
Raz wszedłszy szczęśliwie na drogę, która, jak mu się zdawało, prowadziła do celu, Alf coraz nowe wymyślał kombinacye. Była to jego jedyna praca jedyna myśl, cel główny. Miłość z serca poszła do głowy, stała się zaprzątnieniem, namiętnością, fantazyą, monomanią, niedającą chwili spokoju.
W miasteczku nastręczała się zręczność zawiązywania znajomości, a te zawsze do czegoś posłużyć mogły. Alf ze swą uprzejmością i słodyczą szukał ich, zabiegał, mnożył i zawiązywał stosunki, jednając sobie ludzi.