— Więc się mnie lęka, więc miłość ta jest zaraźliwa? rzekł w duchu. A! być nie może, aby ona nie zwyciężyła, nie poruszyła jéj serca... Zdzisław jéj nigdy tak nie kochał! Ona to czuć musi.
Przebiegły Alf, im mu się lepiéj powodziło, tém mniéj hrabinę w oczach Stasi i kapitana kompromitował. Przy nich zimny był prawie; a dla kapitanówny nadskakujący... Porowskiemu przychodziły różne myśli. „Kaduk go wié! gotów się ożenić! mówił w duchu — wolałbym go, niż Żabickiego, który nie ma nic“.
— Cóż ty na to? pytał córki.
Stasia główką kręciła.
— Niech tatko ani myśli, żeby on tu bywał dla mnie. Grzeczny, bo dla wszystkich jest taki... ale on nie myśli o mnie, ani ja o nim.
— Ale cóż ty masz przeciwko niemu?
— Nic za nim — odpowiedziała Stasia. Lękam się go sama nie wiem czemu... W salonie bywa miły, w życiuby był może nieznośny. Z dwojga złego Żabickiego wolę...
— Strasznie ty jesteś wybredna! mruknął kapitan.
Herminia na pozór niecierpliwiła się przedłużonym pobytem Zdzisława... Miesiąc od jego wyjazdu upływał, listy przychodziły rozpaczliwe zrazu, potém sam Zdziś przyznawał się w nich, że musiał szukać towarzystwa i że znalazł dosyć miłe.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/663
Ta strona została skorygowana.