w nim trzody gromady wiejskiéj. Gdzieniegdzie z dawnych ścieżek, budowli ławek, zostały tylko ślady i szczęty... aby przeszłość przypominały... Miejsce zwalonego pałacu oznaczały kupy nieforemne gruzu, białych tynków, cegieł i kamieni, pokryte trawą i mchami... Nie pościągano belek potrzaskanych, które sterczały dziwacznie, jak niedogniłe kości szkieletu. Folwarczny dom, prostym płotem ogrodzony (bo dawne kraty żelazne i słupy dziedzińca poobalano z rozkazu dziedzica) — zajmował pan Sebastyan. Służba nieliczna w siermięgach, kręciła się opieszale około niechlujnie utrzymanego budynku.
Alf przybywszy tu, nie wiedział do kogo udać się w początku. Stary, z długiemi wąsami, kozaczéj postawy mężczyzna wyszedł naprzeciw niemu, zapytując chmurno i krótko, czegoby życzył sobie?
— Chciałbym się widzieć z panem...
— Pan się z nikim nie widuje...
Robert dał mu swój bilet, i kazał powiedzieć, że go kanonik Starski przysyła. Chwila upłynęła nim go wpuszczono. Przez dwie izby, których sprzęt był jak zwykle w czeladnych, przeprowadził go kozak do trzeciéj. W téj okiennice były pozamykane, bo pan Sebastyan nie znosił dziennego światła. Oczy niemal wypłakał.
Wśród mroku ujrzał go Alf ubranego w prostą siermięgę, rozwartą na piersiach, z pod któréj widać było koszulę i wychudłe, skórą żółtą pokryte
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/668
Ta strona została skorygowana.