Potrzeba było posłać co rychléj po lekarza, a do Wólki oznajmić, aby go tam nie oczekiwano...
Musiał napisać do Stasi, lecz uważając pobożne kłamstwo za obowiązek, doniósł jéj, że hrabina otrzymawszy wiadomość o niebezpiecznéj chorobie ojca, nagle wyjechać musiała do Berlina, a Zdzisław ze znużenia i niepokoju zachorował także mocno...
W nocy żądany lekarz, ten sam, który w ostatniéj chorobie czuwał nad hrabiną, przybył wylękły... i wprost poszedł do łoża chorego. Nakazał spokój — ruszył ramionami, nie umiał powiedzieć nic, nad dwa słowa:
— Może umrzeć...
Pozamykano okiennice, posadzono starego sługę, który niegdyś w Samoborach był jeszcze za lepszych czasów, kapitan z doktorem wyszedł do pustych pokoików, pełnych jeszcze śladów życia, wesela, szczęścia, które ztąd ubiegło na wieki...
— Późnoście brzybyli trochę — pewnie was nie zastał posłaniec — odezwał się kapitan...
— Owszem, alem się oddalić nie mógł, byłem tam potrzebny, rzekł doktór: w obec lekarza wszyscy chorzy są równi. Miałem pilną robotę. Opatrywałem ranę tego łotra...
Porowski drgnął.
— Niebezpieczna?
— Nic mu nie będzie... odparł lekarz spokojnie: strzelony w rękę, którą się zasłaniał, po-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/682
Ta strona została skorygowana.