I tak słyszę krwią brocząc on, a ona go sobą zakrywając, wyszli ze dworu pieszo, sami... na gościniec po nocy... Podobno chłopa spotkali co ich furą odwiózł do miasteczka...
Stasia reszty się już mogła domyślić, ze łzami w oczach rozgorączkowana, pobiegła nazad do siebie. Pierwszy raz w życiu ocierała się o taki dramat, który na niéj straszne uczynił wrażenie...
Zastał ją powracający późno kapitan, bladą, chorą, zmienioną...
— Jak się ma Zdzisław? spytała cicho...
— Źle się ma... leży w gorączce... jeśli go Pan Bóg ocalić zechce, cud to będzie... Młody jest wytrzymać może...
— A któż przy nim?
— Doktór! Dziś ma przybyć Wilelmska...
Stasi od wczoraj chodziło po główce, żeby się tam wprosić na dozorczynię do chorego — ale nie śmiała. Wzdychała do tego... lecz czyby ojciec pozwolił?
Kapitan trzeciego dnia oznajmił, że gorączka w tyfoidalną przeszła, i że się obawia sam przywieźć zaród do domu...
— Juściż dla strachu nie przestanę powinności spełniać — żołnierz jestem... rzekł do córki — ale mi idzie o ciebie...
Na folwarku więc przebierał się i okadzał Porowski, powracając do domu. Przy takich ostrożno-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/690
Ta strona została skorygowana.