Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/691

Ta strona została skorygowana.

ściach mowy być nie mogło, aby Stasi tam jechać dozwolił.
Codziennie tylko przynoszono wiadomości z Suszy, oczekując, aby się choroba przesiliła, co się trzy tygodnie przeciągnęło... Zdzisław leżał między śmiercią a życiem, nieprzytomny... a doktor nic powiedzieć nie umiał. „Będzie co Bóg zrządzi!“ mruczał.
Do Samoborów téż przychodziły wiadomości o chorobie... Kozak z niemi co dzień stawił się przed panem, jak z raportem...
— Zdaje się, że już z niego nic nie będzie — mówił w ostatku. Ksiądz już był — a doktor powiada: — chyba cud...
— To mnie tam czas... mruknął garbus...
Hrusza jeszcze stał u drzwi, gdy Sebastyan wziął słomiany kapelusz i kij i wyszedł.
Znał już dosyć okolicę, by nie potrzebować przewodnika ani drogi do Suszy, a miał zwyczaj chadzać przełajem, nie pilnując ścieżki, na prost przez pole, czy błoto... Tak i teraz się powlókł do Suszy. Kozak patrząc od płotu za panem, głową tylko osiwiałą pokiwał...
Kapitan siedział w ganku z doktorem, gdy ta poczwarna postać pokazała się w dziedzińcu i wprost zbliżyła do nich. Domyślili się w niéj raczéj, niż poznali Samoborskiego, i wzdrygnęli się oba... Doktór odszedł zaraz, nie chcąc się z nim spotykać, Porowski został...