ledwie zapomnieć mógł téj kobiety, która nie była go warta, już mu drugą taką stręczą! aby co prędzéj na nową go wystawić próbę.
Ojciec słuchał tego wykrzyku, który się dobył z jéj piersi mimowolnie, choć zdanie córki podzielał, nie widać było wcale, ażeby rad był temu tak gorącemu zajęciu córki losem Zdzisława.
— Co nam tam do tego! — rzekł obojętnie — niech go żenią, rozwodzą i robią co chcą. Ich to człowiek i nasz! Szkoda tylko, że się zmarnuje, bo jest w gruncie poczciwy i więcéj wart, a lepszego losu, niż na łasce u pana Mangolda, służąc za pokrycie omyłek panny.... czy pani jego córki....
Odwrócił się żywo i wyszedł.
Stasia założywszy ręce po napoleońsku, długo biegała po salonie. Była poruszona mocno.
— To mi śliczni opiekunowie! — powtarzała sobie ciągle — jacy łaskawi! Pilno im kamień mu przywiązać do szyi.
Otarła łez parę....
— Biedny Zdzisław — mój Boże! co się z niego stało? Jakże zmieniony, jaki biedny.... a mnie dziś milszy, niż kiedy. Tak mi go żal — tak żal....
Stłumiła westchnienie....
— Przeznaczenie! — zamknęła siadając do fortepianu.
Piękna wiosna wpłynęła bardzo na powrót do zdrowia hrabiego. Od tego pierwszego wyjazdu, polepszać mu się widocznie zaczęło.... Codziennie
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/715
Ta strona została skorygowana.