Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/721

Ta strona została skorygowana.

Dawniéj rozmowa z pięknym tym pączkiem różanym nie była łatwa — oczy musiały zastępować usta... teraz téż nie szło im lepiéj.
— Pani długo podróżowała? — odezwał się bez złéj myśli hrabia.
— A! tak... długo — długo — potwierdziła Elsa... — a hrabia chorował?
— Jeszcze zdrów nie jestem...
— Prawda, taki pan mizerny...
Po chwilce dodała:
— Ja także tak wyglądam teraz staro — nieprawdaż?
— A! nie! — odparł Zdziś.
— Miałam... wiele zmartwienia — szepnęła oczy spuszczając... — Hrabia słyszałeś?
Na to pytanie naiwne Zdzisław nie umiał odpowiedzieć...
— Myśmy byli dawniéj takimi przyjaciołmi — poczęła trochę się ożywiając... Papa o tém zakazuje mi mówić, ale ja panu się przyznam...
I z westchnieniem, wlepiając weń oczy, dodała szybko:
— Ja miałam męża...
Zdzisław milczał...
— To był Włoch — wielki artysta... wielki człowiek... Miał śliczne oczy czarne i zęby perłowe... biedny Carlo... umarł...
Szybko otarła łezkę, spojrzała do salonu, czy ojciec nie postrzegł tego... i porwała robótkę...