Pani Wilelmska pocieszała się tém tylko, iż sobie rady nie da, i wkrótce powróci. W sąsiedztwie plotek z tego narosło mnóstwo i tłómaczeń najdzikszych. Baron Mangold nadto był dymny, ażeby dał poznać po sobie, iż uczuł w tym wypadku ukrytą odmowę i wycofanie się. Mówiono długo, wreszcie coś innego odwróciło uwagę...
Jedna tylko Stasia uczuła silniéj oddalenie się Zdzisława, puszczenie się jego zuchwałe w świat i — obojętność dla siebie — nie zrozumienie jéj wejrzeń, słów i mowy serca. Kapitan, acz mu go żal było, w duchu rad był może temu nowemu składowi okoliczności... Był prawie pewien, że Stasia, namyśliwszy się przyjmie Żabickiego i odda mu rękę swoją.
Medyk przybył jak zwykle, stawił się i po cichéj rozmowie ze Stasią, odjechał pochmurny...
— Dziecko moje — a cóż z Żabickim?
— Nic, mój ojcze... dobrze mi tak, jak jest... poczciwy Żabicki poczeka, a ja dłużéj z tobą będę.
Ze łzami w oczach uściskała go i uciekła...
— „Kara Boża z tą dziewczyną!“ szepnął kapitan... Nie stracił wszakże nadziei i Żabickiemu szepnął, ażeby czekał cierpliwie. Tymczasem na wszystkie strony przyjaciele i nieprzyjaźni hrabiemu, dowiadywali się o niego, i żadnéj wieści nie mogli dostać...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/738
Ta strona została skorygowana.