Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/747

Ta strona została skorygowana.

Porowski nie odpowiadając nic, oko przyłożył, patrzał długo i odszedł blady i zmieszany.
Dochodzące głosy i śpiewy oznajmywały aż nadto wesołe towarzystwo.
— Chcesz kogo znajomego poprosić — szepnął Hilary: — zmiłuj się, nie rób ceremonii, wezwiemy go tutaj...
Kapitan strzepnął rękami, ale począł chodzić bardzo niespokojny. W twarzy jego malowało się niewypowiedziane wzruszenie. Chodził, dumał, wreszcie dobył biletu wizytowego i na nim kilka słów napisawszy, posłał do drugiego pokaju przez sługę. Sam stanął w oknie i patrzał... pan Hilary także przechyliwszy się nad jego ramieniem.
Naprzeciwko okna właśnie siedział młody człowiek, blady, mizerny, z oczyma zapadłemi, z miną tragiczną, w postawie jakby pozował do Manfreda. Długie włosy rozrzucone spadały mu na ramiona. Suknie miał porozpinane, zbrukane, stary ubiór wykwintny, bez smaku, a zaniedbany i zniszczony.
Gdy kelner przyniósł mu kartkę, popatrzał na nią — i spytał:
— Co to jest?
Potém przeczytał ją, zerwał się i zawołał:
— Gdzie ten pan?
Kelner na drzwi wskazał. Młodzieniec wahać się zdawał, towarzysze spoglądali nań wpół się śmiejąc, na pół zdziwieni...