Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/749

Ta strona została skorygowana.

— A — pana kapitana! — zawołał — ot to osobliwsze spotkanie. Słowo daję, u Stępkowskiego nigdybym się był nie spodziewał... Cóż pan tu robisz?
— A hrabia?
— Tst! żadnego tytułu! ani nazwiska! — cicho i szybko począł Zdzisław — nazywam się Edgar Szmata, jestem artystą dramatycznym... i dosyć...
Kapitan ręce załamał.
— Wy! dramatycznym artystą? na miłość Bożą! wy?...
— Ale tu nie czas o tém mówić, towarzysze się mnie domagają... Radbym z panem kapitanem pomówić na osobności... Pan tu sam?
— Jestem z córką... dla odwiedzenia familii...
Zdzisław się zapłonił i spuścił oczy...
— A! a! — wybąknął krótko — z familią pan...
— Przyjdź do nas, zaklinam... proszę! — porywając gwałtownie ręce Zdzisława począł kapitan — mam konieczność widzenia się z wami...
— Tak! tak! tylko — nie dzisiaj — odparł artysta — ja dziś wieczorem gram...
— Gdzie? w wielkim teatrze — spytał kapitan...
Edgar rozśmiał się na cały głos.
— A! a! a! — krzyknął — zapewne! ho! ho! do tego szczęścia nie rychło dojdę lub nigdy... Grywam w małych teatrzykach ogródkowych, a choć mi pewny talent przyznają... moja gra klasyczną