jest, gdy się odpycha... tych, których się kocha... Zadżumiony musi precz od siebie odpędzać najdroższych, a do piersi cisnąć wrogów tylko... Jam zadżumiony, panno Stanisławo...
Kapitan, który stał i słuchał — skinął na córkę i szepnął po cichu:
— Stasiu — daj mu pokój!
— Nie — oparła się kapitanówna, któréj twarz pałała... Gdy kto tonie, nie godzi się ręki nie podać, nie rzucić się za nim... nie ratować choćby z niebezpieczeństwem... Pan nie jesteś ani chrześcianinem, ani panem siebie, wami owładł szał chorobliwy... oczy macie zasłonione... Idziecie do przepaści...
— Bo chcę tego! — rzekł zimno Zdzisław... tak jest — idę i wiem dokąd idę, szukam tego brzegu, z którego skoczę lub stoczę się na dno, bo mi życie obrzydło...
— Chociażeś go zaledwie skosztował!... zawołało śmiało dziewczę...
— Dosyć jest kropli trucizny, aby zatruć całe naczynie... ona jest we mnie, jam struty! Nie dziwujcie się, że chcę końca, że z szałem i pośpiechem do niego lecę...
Stasia z rękami załamanemi stanęła milcząca, patrzała nań moment, lecz ojciec ją chwycił i niemal gwałtem posadził opodal...
— Dosyć tych scen... rzekł zimno i widocznie gniewny — dosyć. Stasia się niepotrzebnie unosi...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/766
Ta strona została skorygowana.