Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/78

Ta strona została skorygowana.

jest nie odkrył. Od dawna go tu poczytują i mają za waryata... a familia się tłómaczy, iż tylko przez wzgląd na związki krwi, oszczędza go nie chcąc sadzić do Bonifratrów. Tu wprost z politowaniem mówią o nim...
— A burza jak dzisiejsza wśród festynu nadciąga! westchnął Porowski...
— Nie pierwszy to przykład — dokończył sędzia... i umilkł...
Przysłuchywali się muzyce, która chwilami głośniéj wybuchała drzwiami i oknami na park i ogród milczący... Z sali wymknęły się na galeryę dwa cienie i stanęły jakby chciały tylko świeżém odetchnąć powietrzem. Można je było z profilów postaci rozpoznać. Był to Zdziś i śliczna owa laleczka Elisa... Ona stanęła nieco we drzwiach oparłszy się o drzwi, on schylił się ku niéj czy patrząc w oczy, czy słuchając ust szmeru...
Porowski i sędzia przypatrywali się z dala czułéj parce tych dzieci, odgadując ich uczucia i uśmiechając się ze sceptycyzmem siwizny widokowi porannéj miłości...
Rozmowa trwała tylko chwileczkę, bo Mangoldówna zwróciła się szybko rzucając w wir taneczny, a Zdziś za nią pogonił..
Starzy także podnieśli się z ławki i zbliżyli ku pałacowi, przed którym na gazonie mnóstwo poważniejszych gości zabawiało się rozmową...
W téj chwili właśnie księżyc zaczynał się z za