Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/785

Ta strona została skorygowana.

zawiedli, gdyż od Zdzisława nikt się nic nie mógł dowiedzieć. Żartami ich zbywał... Stasia gospodarzyła tego dnia do wieczoru, oddaliła się do Wólki i zapowiedziała powrót swój na dzień jutrzejszy...
W pierwszym tygodniu, choć zdrowie Zdzisława polepszyło się nieco, nie łudząc się tém Żabicki, powtórzył, że należy wyprawić chorego do Egiptu lub do Włoch. Mówił to jemu samemu, ale Zdziś go zbył śmiechem, kapitanowi, nareszcie Stasi, która najwięcéj mocy nad nim miała.
— Dajcie mi pokój — odparł hrabia na nalegania — rad jestem, żem powrócił, a chcecie się już mnie pozbywać... nie pojadę... Co ma się stać, stanie!
Po kilku przypuszczonych szturmach próżnych, gdy chłody grozić zaczynały, kapitanówna przy ojcu, będąc sama tylko ze Zdzisławem, zaczęła go jeszcze raz zaklinać, aby słuchał rady lekarza i prośby przyjaciół...
— Moja panno Stanisławo — zawołał Zdziś — nie wypędzajcie mnie ztąd! Ja was tak proszę...
— Zdrowie przedewszystkiém — odezwał się Porowski...
— Zaklinam pana...
Zamyślił się długo hrabia... wstał powoli z fotelu i podszedł do panny Stanisławy...
— Dobrze — odezwał się, wyciągając ku niéj rękę wychudłą — ale pod jednym warunkiem...