Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/8

Ta strona została skorygowana.

Starym obyczajem szła sobie gospodarka jak gdański zegar odwieczny, który lada kto mógł nakręcić.
Pałac w Samoborach wznosił się jeszcze w przeszłym wieku zbudowany, czasu rozbudzającego się lepszego smaku, wśród ogromnego parku i zabudowań dworskich, składających niemal małe miasteczko. Odnowiony późniéj i przyozdobiony, ze swą kaplicą i szeregiem domków dla officyalistów, oranżeryami, ananasarniami, folwarcznemi przepysznemi zabudowaniami — wyglądał na książęcą rezydencyę. Długie wysadzane drogi ze trzech stron prowadziły do podwórca strojnego w kwiaty, ubranego w wazony kamienne osadzane bluszczami, i otoczonego do koła oficynami, które z niém jedną wspaniałą całość składały... Każdy podróżny przejeżdżający przez Samobory, zazdrościł pewnie dziedzicom tych rozkosznych ogrodów, cienistych gąszczy zieleni, z pośrodka których strzelały dachy i wieżyczki wdzięcznie rozrzuconych budowli dla ozdoby parku przeznaczonych. Lekka pochyłość, na któréj pałac się wznosił, spuszczała się poosadzana klombami i gruppami drzew umiejętnie pożenionych, ku pięknemu stawowi, — w jego przejrzystych wodach, krajobraz się cały odbijał. Wieś leżała nieco opodal przedzielona groblą od pałacu, z cerkwią swą i gruszami, równie malowniczo rozsadzonemi jak pańskie ogrody. Gdzie niegdzie na polach za nią pozostawione drzew kupki, w któ-