rawana, czy z konsolki zdjętéj. A! jaka ładna ta Mangoldówna!
— Czy nie widzisz pani, że chodzi i patrzy jakby senna?
— A! bo się jeszcze nie przebudziła! rozśmiała się Stasia...
Wśród téj rozmowy zbliżył się Zdzisław, na chwilę oderwany od swéj tancerki, do Stasi. Dziewczę się zarumieniło...
— Popełnisz pan zdradę! rzekła śmiejąc się — rzucasz śliczną Elsę dla takiego jak ja kopciuszka.
Poszła z nim jednak przebiedz po salonie, wesoła, szczęśliwa — a że Elsa znikła z Helą i Zdzisław powrócić do niéj nie mógł, zatrzymał się przy Stasi, któréj wesołe szczebiotanie go bawiło.
— Cóżeś pani za cudu dokazała z Żabickim! zawołał — trzeba było chyba jéj potęgi, aby go wprawić w ten chwilowy szał i zapomnienie...
— Potęgi? jakto? pan świeżo z pod potęgi wdzięków Elsy zaledwie wyswobodzony, śmiesz do mnie ten wyraz stosować? Ale to świętokradztwo...
— Czyż pani sądzisz?.. począł Zdziś.
— Ale nie ja, wszyscy ile nas tu jest sądzimy, żeś pan w baronównie śmiertelnie zakochany...
Zdziś się zarumienił...
— A! to dziecko! mruknął cicho...
Stasia tylko co mu nie odpowiedziała: — A pan? ale uśmieszkiem pokryła wielką ochotę wyrwania się z tym ucinkiem...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/81
Ta strona została skorygowana.