ogromne pretensye i za lada kogo nie pójdę! O! nie! mam swoje ideały! Za mąż mi nie spieszno wcale... Znajdziesz mnie hrabio... troszkę starszą, poważniejszą może... a! niech pan Bóg broni! Nie — nie — oburącz będę się trzymała... mojéj wesołości dziecinnéj!
Muszę nawet być wesołą dla ojca, bo któżby go rozchmurzał i rozrywał, gdybym ja nie miała zawsze w pogotowiu uśmiechu! Dla ojca téż nie spieszno mi wcale z Wólki w świat lecieć — samego zostawić... O! nie! Tylko gdy hrabia ztąd wyjedziesz, Samobory posmutnieją... Stary profesor, którego nie lubię...
— Jakto, pani nie lubisz Wilelmskiego? podchwycił Zdziś.
— A! czyżem to powiedziała? uderzając się paluszkami po ustach, zawołała Stasia — a! no — to już się nie zaprę. Jak można nosić perukę?... to jest kłamstwo!
Zdzisław się rozśmiał.
— Tylko to mu pani masz do zarzucenia?
— Ale to okropna zbrodnia, ruda peruczka! to występek nie do darowania... mówiła Stasia.
Zbyt długo jakoś trwała ta rozmowa Zdzisia, i hrabina widać życzyła ją przerwać, troskliwie bowiem zawsze czuwała nad synem, gdy się do panienek zbliżał, ażeby nie dać mu czasu bliższych, poufalszych zawiązywać stosunków... Kołowała bardzo zręcznie, zatrzymując się przy różnych grupach,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/84
Ta strona została skorygowana.