Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/95

Ta strona została skorygowana.

— Z tym może gorzéj niż ze mną! rzekł w duchu... gdzieś zginął...
W téjże chwili Zdziś powracał także do swego mieszkania pół senny, pół rozmarzony, i z religijném uszanowaniem ucałowawszy pączek róży, złożył go w umyślnie opróżnioném pudełeczku...
Przed sennemi jego oczyma zwijały się, mijając jak w tańcu, Elsa i Stasia. W pokoju pełno było podarków otrzymanych dnia tego... pozakładane niemi stoliki, pozarzucane kanapki, a wszystko tak śliczne...
Zdziś począł zrzucać z siebie suknie, słońce wschodziło, ale sen kleił mu powieki... Służący zapuścił story, głowa legła na poduszkach, usnął. Ale umysł i wyobraźnia rozkołysana usnąć nie mogły. Obrazy dnia i nocy przeszłéj snuły się daléj, pomieszane z sobą jak w kalejdoskopie... Sala balowa, księżyc u sufitu... park z tańcującemi pod drzewy sylfidami, z któremi razem wziąwszy się za ręce Zdziś leciał w powietrze otoczony fajerwerkiem kul i gwiazd ognistych... Potém biły pioruny na wiwat u stołu. Zdziś we śnie klęczał u nóg Elsy, która go przebijała czarnemi oczkami, a gdy ku niéj podniósł wzrok, znajdował w jéj miejscu śmiejącą się Stasię... I szli z Żabickim razem po chmurach daleko, rozmawiając o nieśmiertelności duszy, a w końcu przechadzki znajdowali się z prezesem i Mangoldem za stołem...