— Wóz lub przewóz — rzekł żywo — bierzesz pan, czy nie?
— W pewnych warunkach — odpowiedziałem — p. Petrowicz będzie między nami rozjemcą.
Żądał szlachcic bez niczyjego pośrednictwa, kończyć natychmiast; obawiał się mecenasa. Ja stanowczo uparłem się przy swojém. Niechętnie przystał i na to. Pożegnaliśmy się dosyć grzecznie. Jutro prawdopodobnie skończymy. Wielką wagę do tego przywiązuje podolak że mi oddaje zaraz wszystko i krescencyą już na pół nawet zebraną...
W razie gdyby to było korzystném, nic na świecie smutniejszego wymyślić nie było podobna.
Stworzoném to było dla mnie.
Jedno pociesza tylko, najprzód, że miasteczko opuszczę i usunę się z oczów ludzi, powtóre, że bezpiecznie mogę tu do siebie wziąć Jakóba, tak jakbym każdego innego starego człeka najął sobie do dozoru.
Nie powinno to i nie może przecie obudzać żadnego podejrzenia, a dla mnie będzie nieopłaconą pociechą. Z nim jednym mówić, jemu się zwierzyć mogę. Nie wątpię że się zgodzi zostać u mnie.”
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/115
Ta strona została uwierzytelniona.