Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/118

Ta strona została uwierzytelniona.

oprócz miłosierdzia nad biednym, domyślać nie może!
O, niewysłowione dobrodziejstwo pracy!! Jakże błogosławię to, żem teraz zmuszony do niéj. Natrętne myśli ustępują przed nią, nie mam czasu dręczyć się niemi.
W miasteczku już się przez Simsona wieść rozeszła, że się wynoszę na małą dzierżawę. Naczelnik spotkawszy się ze mną w ulicy, z uśmiechem mnie powitawszy winszował, złośliwie nieco dając do zrozumienia, że nie potrzebowałem posady widać, mając oszczędności...
Rozpytywał ciekawie dokąd się wynoszę i zagadywał różnie, chcąc się więcéj niż drudzy dowiedzieć.
Odpowiedziałem mu otwarcie, że mi niespodzianie dłużnik oddał trochy pieniędzy, że ich mam niewiele i z biedy idę na dzierżawę.
Z tém rozstaliśmy się.
Simson, mój gospodarz, ma mi za złe, że mu się nie przyznałem do posiadania kapitaliku, i bez jego pośrednictwa nim rozporządziłem.
— Jabym był panu lepszą rzecz znalazł, niż tę kiepską cząstkę w Olsz..., którą stary Petrowicz nastręczył. To jest bardzo dobry człowiek, ale on bardzo postarzał... Pan sobie kupił biedę...