Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/120

Ta strona została uwierzytelniona.

dném, dobrze uregulowaném, które mi się tu co chwila przypomina — ten kawałeczek ziemi zajałowiałéj śmiesznym mi się wydaje. Ale powrót do dawnego zajęcia ma swój urok... to ta sama gleba na któréj wzrosłem, też same powietrze, którém oddychałem... Wszystko tu pokrewne z niedaleką wsią, gdzie one, dwie moje najdroższe istoty, żyją i płaczą...”
„20 sierpnia.
Przeszło tydzień nie zaglądałem do tych kartek. Nie było co zapisywać i czasu nie miałem na to.
Dzień cały spędzam w polu. Kawałek owsa był do skoszenia, który już w czasie bezkrólewia gęsi mojéj sąsiadki mocno wytłukły. Daléj trzeba już myśleć o siejbie, która jest pilną, a i pole niebardzo przygotowane i ziarna dobrego postarać się trzeba. Do późnego wieczora muszę być na polu a powróciwszy czuję się tak znużonym, iż rzucam się na łóżko aby spocząć trochę, bo o świcie wstawać muszę.
Wyglądam napróżno Jakóba. Stary ani się domyśla co ze mną się stało, bo pewnie by pośpieszył. Posyłać po niego nie mogę.
Chciałbym z sąsiedniém miasteczkiem zupełnie zerwać stosunki — na nieszczęście dotąd pra-