Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/121

Ta strona została uwierzytelniona.

wie to jest niepodobieństwem. Potrzebuję tysiąca drobnych rzeczy, nie mam posłać kogo, biorę więc chudą szkapę fornalską, i siodło nabyte w sąsiedniéj części od ekonoma, zrzucam pychę z serca i jadę sam po sprawunki...
Ograniczają się one bardzo skromnemi sprzętami i drobnostkami.
Zajęcia moje zdrowo mi podziałały na umysł i duszę, mroki, które mnie otaczały, rozstępują się powoli. W téj baśni staréj o Anteuszu, który dotknąwszy matki ziemi osłabły, sił nowych nabierał — jest wielka i głęboka prawda.
Tak — powrót do zagonu tego, związek z tą rolą z któréj pokolenia wyrosły, żyły — jest uzdrawiającym... jest leczącym.
Smutek mój i ból, tak jak prószyna piasku zapadła w muszlę zranioną, zwolna się obleka perłową powłoką. Dźwigam z rezygnacyą ciężar bezprzykładnéj niedoli...
Dziwne są ludzkiego serca władze i ruchy — kochałem ją i dziecię moje całą potęgą jedynego w życiu przywiązania. Zdawało mi się, że więcéj, że goręcéj kochać niepodobna... Jednakże teraz, gdym się zbliżył do nich, gdy wiem i czuję, że ich niewielka odemnie przestrzeń dzieli — ta