Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/126

Ta strona została uwierzytelniona.

Może tam i więcéj co jest — szepnął Jakób ciszéj — ale, źle, źle...
— Majątku żony przecie zadłużyć nie może ani stracić tego co do dziecka należy — przerwałem.
— Ja tam tego nie wiem — zamruczał Jakób — ale pani nasza dobra, jak długów narobi, zapłaci... a jak on zacznie je robić — końca im nie będzie...
Spostrzegłszy, że się wygadał zbytnio, gdym począł go badać i nastawać o szczegóły — Jakób się cofnął i nie chciał mówić więcéj.
Ogarnęła mnie trwoga — ale w mojém położeniu, cóż ja mogę... Muszę bezsilny patrzeć, cierpieć — i nie wolno mi się zbliżyć. Życie bym dał, a ofiara ta na nic by się nie przydała.
Po wielu rozmysłach sądzę, że... może — nie zdradzając się — z Petrowicza nieznacznie coś o pożyciu Bogusława z żoną i interesach ich dobędę.”
„24 sierpnia.
Stary, ile razy przybywam do niego, krzywi się i prawie mi nie jest rad.
— Poco to się tu ludziom na oczy nawijać — mruczy, jak gdyby — ale niepodobna żeby się domyślał, choć to wygląda jak gdyby...